Pairing: Banglo
Gatunek: general, fluff
Liczba słów: 1389
***
Tegoroczne lato w Seulu było wyjątkowo parne i gorące. Ludzie nie spędzali na dworze więcej czasu, niż było to absolutnie konieczne, a ci, którzy już zostali do tego zmuszeni, rozpaczliwie szukali schronienia w cieniach wieżowców lub pomiędzy alejkami zadbanych, w najmniejszych detalach zaplanowanych parków. Zelo, wsparty o wewnętrzny parapet okna w swoim dusznym pokoju, markotnym wzrokiem obserwował zmęczonych przechodniów. Mimo, iż ich twarze zdradzały przepracowanie i dzielnie skrywane niezadowolenie z życia, chciałby być teraz jednym z nich. Wolałby być którymś z tych nieznanych, szarych ludzi, zamiast tym styranym, śmiesznym maknae, który potrafił złapać dokuczliwe przeziębienie nawet w taką pogodę. Tak, naprawdę był chory, jakkolwiek komiczne by to w tej chwili nie było. Podczas, gdy reszta zespołu poszła na kolejną próbę, on tkwił w ich wspólnym lokum, ignorując zalecenia lekarza dotyczące leżenia w łóżku i stojąc tuż obok przenośnego wiatraczka, którego podmuch już jakiś czas temu przestał przynosić mu ulgę. Nie czuł się szczególnie źle, ale menadżer wręcz nakazał mu pozostanie w domu, aby blondyn bardziej się nie rozchorował. Decyzja zrozumiała dla wszystkich poza samym chorym, który ten jeden raz nie cieszył się z wolnego czasu, mając świadomość, że musi go spędzić w tych nudnych czterech ścianach.
Wreszcie, do reszty znudzony widokami rozciągającymi się za oknem, z braku laku zasiadł przed telewizorem. Bez większego entuzjazmu przeglądał kanały, co chwilę nadgarstkiem ocierając z czoła kropelki potu. Automatycznie omijał wszelkie stacje muzyczne, przypominające mu jedynie o straconych przez przeziębienie treningach, aż wreszcie trafił na jeden z wielu programów kulinarnych. Przyrządzanie kimchi nie było może zagadnieniem, które nadmiernie go fascynowało, ale starannie wyćwiczone ruchy rąk gospodyni o nieznośnie uprzejmym wyrazie twarzy zahipnotyzowały go na dłuższą chwilę, aż poczuł się nieco senny. Ze stanu odrętwienia wyrwało go nawet nie skrzypnięcie drzwi, a dopiero przepełniony wyrzutem głos dobiegający zza jego pleców.
- Zelo, co tutaj robisz? Miałeś nie ruszać się z łóżka.
Blondyn wzdrygnął się, by dopiero po kilku sekundach uświadomić sobie, że słowa kierowane były do niego. Może to choroba, a może zbyt wysoka temperatura tak niekorzystnie wpłynęła na jego percepcję. A jeśli to te hipnotyzujące ręce stereotypowej gospodyni? Cholera wie. Odwrócił głowę do tyłu zbyt gwałtownie, w dodatku bez wcześniejszego porozumienia z tułowiem, w efekcie czego aż rozbolała go szyja i kark.
- Hyung-nim... - mruknął, krzywiąc się nieznacznie. - Nie jesteś na treningu?
Yongguk posłał młodszemu pełne umiarkowanej, raczej łagodnej dezaprobaty spojrzenie.
- Chciałem zobaczyć, jak się czujesz, więc zerwałem się trochę wcześniej.
- I wypuścili cię? Tak zwyczajnie?
- Himchan stwierdził, że lepiej będzie cię kontrolować. Jak zwykle miał rację - uśmiechnął się, opierając dłonie o tylne oparcie kanapy, na której siedział blondyn.
- Przecież sobie radzę - żachnął się młody.
- Właśnie widzę. Dobrze się czujesz?
- Genialnie, nie musisz się martwić.
- Poważnie?
- Hyung, czy ja mówię niewyraźnie?
- Nie, tylko... patrzyłeś ostatnio w lustro? - spytał Bang po krótkiej chwili wahania, okrążając kanapę i kucając przed nią, by zerknąć na maknae z dołu. Zelo zmarszczył brwi i zaraz zaczął rozglądać się za lustrem, ale prędko uświadomił sobie, że najbliższe znajduje się w łazience. Naprawdę nie chciało mu się tam iść. Mimo zapewnień o świetnym samopoczuciu, czuł się trochę ociężały i senny.
- Jesteś cały czerwony - dodał Yongguk zmartwionym tonem, wyciągając rękę w kierunku czoła blondyna, ale ten prędko odtrącił jego dłoń.
- Po prostu jest gorąco - Zelo wymijająco wzruszył ramionami, co jednak nawet w najmniejszym stopniu nie uspokoiło lidera.
- Powinieneś się położyć - nalegał.
Blondyn zmrużył oczy i znużonym wzrokiem spojrzał na kolegę z zespołu, który w tej chwili był według niego nie uroczy i troskliwy, lecz upierdliwy jak nieuchwytna mucha-ninja nieustannie brzęcząca nad uchem.
- Jeśli nie zadbasz o swoje zdrowie, cała grupa może nawalić na najbliższym...
- Dobrze, już dobrze! - niemal warknął podirytowany blondyn, gwałtownie podnosząc się z siadu, co szybko okazało się być sporym błędem. Tracąc równowagę przewrócił się prosto na Banga, który nie zdążył w porę się wyprostować. Lider poczuł, że w tak bliskiej obecności blondyna robi mu się jeszcze goręcej, a żar lejący się z nieba nie miał z tym chyba wiele wspólnego.
- Zelo..?
- Przepraszam, już... już cię zostawiam, przepraszam, naprawdę - gorączkowo tłumaczył się młodszy, czyniąc pierwsze próby podniesienia się z podłogi i z kolegi.
- Nie, poczekaj - Bang złapał blondyna za nadgarstki, aby utrudnić mu wydostanie się z tej niezręcznej sytuacji. Och, moment, niezręcznej? Zależy dla kogo. - Tak jest dobrze - uśmiechnął się.
- Tak jest jak? - Choi zamarł na chwilę z rozchylonymi wargami, wpatrując się w bruneta raczej tępym wzrokiem. Niezbyt rozumiał całą tę sytuację i kontekst, w jakim Yongguk wypowiedział ostatnie słowa.
- Jest dobrze - powtórzył, przesuwając prawą rękę na plecy maknae i przyciskając go do siebie zdecydowanie, lecz nie za mocno, by nie przysporzyć mu tym zbędnego dyskomfortu. Wkrótce ostrożnie wsunął palce za koszulkę zdezorientowanego, młodszego kolegi, by dotknąć jego rozpalonego ciała.
- Hyung, co ty?!
- Cicho, Toto - uciszył go lider, palce drugiej ręki wplątując w jasne loki swojego małego króliczka. - Nic już nie mów - szepnął, niebezpiecznie zbliżając swoje usta do jego warg. Jeszcze tylko centymetr, pół...
***
- ...lo. Zelo - ciche wołanie i ręka ostrożnie potrząsająca jego ramieniem wybudziły go z głębokiego snu. Siedział, czy też raczej półleżał na sofie w pozycji, którą mógł przybrać jedynie podczas dziwacznej, sennej szarpaniny. W telewizji przykładna gospodyni już dawno skończyła doprawianie kimchi i teraz z kolei z przesadną fascynacją omawiała już chyba dziesiąte zastosowanie sezamu w kuchni.
- Bang, przestań już... - mruknął ospale, dopiero otwierając oczy i przecierając je, by obraz przed nimi zechciał nabrać ostrości. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że patrzy na pochylającego się nad nim Himchana.
- Junhong, wszystko w porządku? - spytał, ale maknae nie potrafił wydusić z siebie ani słowa.
- Masz chyba gorączkę, poza tym ciągle powtarzałeś imię Yongguka. Śnił ci się? - ton Himchana stał się nieco podejrzliwy, choć wciąż łagodny.
- Tak, to był strasznie dziwny sen. On... - młody urwał na chwilę. Po części dlatego, że nie mógł się skupić, a po części dlatego, że kolega z zespołu mierzył go tym dziwnym, jakby nieufnym spojrzeniem. - Gdzie on w sumie jest?
- Jeszcze na sali treningowej, chciał dopracować swoje solówki. Reszta rozproszyła się gdzieś na mieście.
- I Bang ani na chwilę nie wychodził podczas próby?
- Nie. Pracuje dzisiaj naprawdę ciężko. Zelo, on naprawdę ci się śnił? - Himchan sprawiał wrażenie, jakby na tej odpowiedzi zależało mu bardziej, niż powinno. Chociaż ciężko stwierdzić, o czym tak naprawdę myślał. Zdarzało mu się aż nadto przejmować nawet bardzo błahymi sprawami.
- Tsa...
- I co tam robił? - twarz wokalisty przybrała wyraz uprzejmego zaciekawienia. Minęła jednak dłuższa chwila, nim młodszy zebrał się na wyjaśnienia.
- On... nic takiego. Wyciskał ze mnie siódme poty na treningu, miałem już tego dość. Dobrze, że mnie obudziłeś - uśmiechnął się trochę krzywo, a Himchan najwyraźniej się uspokoił, bo westchnął cicho i przestał wwiercać w blondyna tak intensywne spojrzenie.
- Nie ma za co - roześmiał się bezgłośnie. Zdawać by się mogło, że z jakiegoś powodu kamień spadł mu z serca. - Miałeś regularnie brać witaminy, nie? Przyniosę ci tabletki i wodę - poklepał chłopaka po ramieniu, po czym niemal wybiegł do kuchni, zostawiając Zelo sam na sam z jego własnymi myślami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz