Pairing: Kim Heechul & ktokolwiek
Gatunek: POV, AU, angst
Ilość słów: 910
***
Na samym początku patrzyłem na ciebie z boku. Obserwowałem każdy twój ruch, bo swoją postacią zaintrygowałeś mnie od momentu, gdy po raz pierwszy zobaczyłem cię na szkolnym korytarzu. To było już w liceum, pamiętam dobrze, przeniosłeś się z innego miasta w połowie roku szkolnego. Nie trafiliśmy do jednej klasy, ale i tak wiele o tobie słyszałem. Moi znajomi często o tobie rozmawiali. Dziewczęta szeptały o twojej słodkiej urodzie, chłopcy za plecami wyzywali cię od pedałów. Szybko zyskałeś przydomek Kopciuszka, choć nikt nie potrafił sprecyzować, kto pierwszy tak się do ciebie zwrócił. Zaimponowałeś mi wtedy, bo nic nie robiłeś sobie z tych uszczypliwych uwag. Otwarcie przyznawałeś nawet, że podoba ci się to. Na forach internetowych podpisywałeś się jako Cinderella.
Pamiętam też nasze pierwsze spotkanie, kiedy już przemogłem strach i odezwałem się do ciebie na korytarzu. Język plątał mi się jak nigdy, zrobiłem z siebie błazna, ale ty nie wyśmiałeś mnie. Owszem, roześmiałeś się, ale twoje spojrzenie było przy tym tak serdeczne, że nie potrafiłem się gniewać. Nie wiem, jakim cudem to się stało, ale mnie polubiłeś.
- Zabawny jesteś, hyung - poczochrałeś moje włosy. Przyszło ci to z łatwością, bo choć byłeś kilka miesięcy młodszy, przerastałeś mnie o głowę. - Jak to się stało, że do tej pory się nie poznaliśmy? Musimy iść po szkole na lody, co ty na to? - byłem zszokowany twoją otwartością, ale nie potrafiłem odmówić. Po lekcjach miałem jeszcze kółko matematyczne, ale tamtego dnia po raz pierwszy poszedłem na wagary. Przez ciebie.
***
Na kolejnym roku byliśmy niemal nierozłączni. Znów trafiliśmy do oddzielnych klas, ale to nie przeszkadzało nam w spędzaniu razem każdej przerwy. Na zmianę odprowadzaliśmy siebie nawzajem do domu, choć wcale nie mieszkaliśmy tak blisko. Za każdym razem, gdy zachorowałem, odwiedzałeś mnie. Do dzisiaj, kiedy tylko czuję się trochę gorzej, przypominam sobie twój zatroskany wyraz twarzy, kiedy pytałeś o moje zdrowie.
- Hyung, potrzeba ci czegoś? - pytałeś, a ja nawet mimo gorączki kręciłem przecząco głową i uśmiechałem się.
- Mam teraz wszystko, czego mi potrzeba - odpowiadałem wtedy. Faktycznie, kiedy ty byłeś blisko, wszystko inne stawało się już nieistotne.
***
Z przyjaźniami szkolnymi po latach bywa różnie. Wiele z nich po prostu umiera powolną, naturalną śmiercią. Nowe obowiązki, praca, zobowiązania wobec nowych znajomych nie zostawiają nam już wiele czasu. Ja jednak miałem szczęście, nie zapomniałeś o mnie i zawsze znajdowałeś dla mnie czas.
Spotykaliśmy się przeważnie w piątki, do teraz to mój ulubiony dzień tygodnia. Ja opowiadałem ci o pracy w szpitalu, ty rozprawiałeś o specyfice życia nauczyciela. Wspominaliśmy dawne czasy, często się powtarzaliśmy i wracaliśmy wspomnieniami do tych samych, wałkowanych już setki razy historii, ale to nigdy nie stało się nudne. Nie dla mnie.
***
Przez cały czas zdawało mi się, że nic nie zdoła nas od siebie oddalić, ale nigdy nie byłem, nie jestem i raczej nie będę człowiekiem nieomylnym. W końcu musiała pojawić się jakaś ona.
- To naprawdę dobra dziewczyna. Miła, pomocna, inteligentna. Pracuje jako przedszkolanka, widziałem, jak pracuje z dziećmi, będzie dobrą matką. No i, nie oszukujmy się, to naprawdę piękna kobieta - opowiadałeś, uśmiechając się szeroko.
Wiedziałem, że nie kochasz Minzy, to było doskonale po tobie widać. Nigdy na żadną dziewczyną nie spoglądałeś w ten szczególny sposób, nie mówiłeś o niej z błyskiem w oku. Najprawdopodobniej nie miałeś zamiaru wiązać się z nikim, ale nie potrafiłeś znieść już presji ze strony rodziców. Byłeś jedynakiem, a oni tylko czekali na moment, w którym się ustatkujesz.
- Poprosiłem ją o rękę, zgodziła się - to wyznanie mnie zabolało. Pogratulowałem ci głośno, poklepałem cię po plecach, zamówiłem następną kolejkę na mój koszt, ale mimo tej radości, jaką okazywałem, czułem ogromny żal. Do siebie za to, że cię przed tym wszystkim nie powstrzymałem, a do ciebie za to, że mi to zrobiłeś. Chociaż nie wiedziałem w sumie, czemu tak dziwnie się czułem. Byłeś przecież moim najlepszym przyjacielem, ale nikim więcej. Mimo wszystko poczułem się w pewien sposób zdradzony.
***
Mieliśmy ze sobą coraz mniej kontaktu. Ja poświęciłem się karierze chirurga, ty musiałeś spełnić się w roli ojca. Skończyły się wolne piątki, przestałeś należeć do mnie. Głównie rozmawialiśmy już tylko przez telefon, czasem wymienialiśmy maile. Spotykaliśmy się raczej od święta, choć i wtedy nie miałeś wiele czasu. Przynajmniej twoja córka zdążyła mnie polubić. Szybko zaczęła nazywać mnie wujkiem, pamiętasz? Za każdym razem chwyta mnie to za serce.
Teraz stoję nad twoim grobem, obok mnie twoja żona i siedmioletnia córka. Mała wygląda zupełnie jak ty: ma twoje oczy, nos, usta, uśmiecha się identycznie. Jest piękna. Zaraz po twoim wypadku obiecałem sobie, że będę pomagał im jak tylko potrafię. Nie mam własnej rodziny, więc teraz one są moją rodziną. Nie mogę pozwolić, by czegokolwiek im zabrakło.
Patrzę na twój nagrobek, Heechul, ale wciąż nie wierzę. Minęły już prawie dwa lata, ale ja wciąż momentami zapominam się i zastanawiam, dlaczego nie piszesz, nie dzwonisz. Chwytam za telefon i dopiero wtedy dociera do mnie okrutna prawda. Odszedłeś za szybko, Kopciuszku. Zniknąłeś na dobre, nim w ogóle zdążyłem zauważyć zgubiony przez ciebie pantofelek. Straciłem cię bezpowrotnie, z mojego życia umknęła jedyna radość. Nigdy nie powiedziałem ci tego, co powinienem był mówić codziennie od wielu lat: kocham cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz